Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/282

Ta strona została uwierzytelniona.

a myśma im pomogli; ale co nam z tego przyjdzie, Bóg jeden wié.
Bartek wytrzeszczył na niego oczy.
— Co gadacie?
— Toż Niemcy i tak nie chcieli nas szanować, a teraz to ci nosy pozadzierały, jakby i Boga już nad niemi nie było. I będą jeszcze gorzéj nas poniewierać, albo już poniewierają.
— A nieprawda! — rzekł Bartek.
W Pognębinie stary Kierz miał taką powagę, że cała wieś myślała wedle jego głowy i zuchwalstwem było mu przeczyć, ale Bartek był teraz zwycięzcą i sam powagą.
Wszelako oni spojrzeli na niego ze zdziwieniem, a nawet z pewném oburzeniem.
— Cóż ty z Maciejem będziesz się spierał?... Cóż ty?....
— Co mi-ta Maciéj! Ja nie z takiemi gadałem, rozumita! Chłopcy! czy nie gadałem ze Steinmecem, was? A kiéj Maciéj zmyśla, to zmyśla. Tera nam będziéj lepiéj.
Maciéj popatrzył chwilę na zwycięzcę.
— Oj, ty głupi! — rzekł.
Bartek uderzył pięścią w stół, aż podskoczyły wszystkie kieliszki i kufle.
Still der Kerl da! Heu, Stroh!...
— Cicho, nie wrzeszcz! Spytaj się, głupi, jegomości, albo i pana.
— Albo jegomość na wojnie był? albo pan był? A ja byłem. Nie wierzta chłopcy. Tera ci nas zaczną