Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/284

Ta strona została uwierzytelniona.

spodziewanie Bartek zgarnął pieniądze ze stołu i począł wołać żałośnie:
— Boże! bądź miłościw grzesznéj duszy mojéj.
Następnie podparł się obuma łokciami na stole, głowę ukrył w łapy, i milczał.
— Co ci jest? — spytał któryś z pijanych.
— Com im winien — mruknął ponuro Bartek. — Sami leźli! Ino mi ich było żal, bo swojaki oba. Boże, bądź miłościw! Jeden był, jak ta zorza rumiana. Nazajutrz to ci był blady jak chusta. A potém to ci ich jeszcze żywych przysypali... Wódki!
Nastała chwila posępnéj ciszy. Chłopi spoglądali jeden na drugiego ze zdziwieniem.
— Co on prawi? — spytał któryś.
— Ze sumieniem cości gada.
— Bez tę wojnę człowiek pije — mruknął Bartek.
Napił się wódki raz i drugi. Chwilę posiedział w milczeniu, potém splunął i niespodzianie wrócił mu dobry humor.
— A wyśta gadali ze Steinmecem? a ja gadałem. Hurra! Pijta. Kto płaci? Ja!
— Ty płacisz, pijaku, ty! — ozwał się głos Magdy — ale i ja ci zapłacę, nie bój się!
Bartek popatrzył na przybyłą kobietę szklanemi oczyma.
— A ze Steinmecem gadałaś? coś za jedna?
Magda zamiast mu odpowiedzieć, zwróciła się do czułych słuchaczów i poczęła lamentować:
— Oj ludzie, ludzie, widzita mój srom i moją niedolę. Wrócił, ucieszyłam się jak komu dobremu, a on