Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/303

Ta strona została uwierzytelniona.

wszystkich Niemców w Pognębinie mogli kupić, to i panu wolno gadać. Wybory, powiada pan, niedługo będą, niech ludzie patrzą by za Niemcami nie głosowali, a ja na Justa dam i Boegego przykrócę. A pani go za to za szyję wzięna, a pan się pytał o ciebie, i powiada, jeśli słaby, to ja z doktorem pogadam, żeby mu napisał świadectwo jako teraz nie może siedzieć. Jeśli go nie zwolnią całkiem, to powiada, odsiedzi w zimie, a teraz do roboty na żniwa potrzebny. Słyszysz? Wczoraj pan w mieście był, a dziś doktor jedzie do Pognębina z wizytą, bo go pan zaprosił. On nie Niemiec. I świadectwo napisze. W zimie będziesz sobie siedział w karceresie, jako ten król, będzie ci ciepło i źreć darmo ci dadzą, a teraz pójdziesz do dom, do roboty i Justa zapłaciewa, a pan może i nijakiego procentu nie będzie chciał, a jak nie oddamy wszystkiego w jesieni, to u pani wyproszę. Niechże ją Matka Boska... Słyszysz...
— Dobra pani. Niéma co! — rzekł raźno Bartek.
Padniesz-że ty jéj do nóg, padniesz, a nie, to ci chyba ten żółty łeb ukręcę. Byle Bóg urodzaj dał! A widzisz zkąd poratowanie? od Niemców? dały ci choć grosz za te twoje głupie mentale? co? dały ci po łbie, i tyla. Padnieszże ty pani do nóg, mówię.
— Co nie mam paść! — odparł rezolutnie Bartek.
Los zdawał się znowu uśmiechać zwycięzcy. W kilka dni późniéj zawiadomiono go, że z powodów zdrowia, nateraz zostaje uwolniony z kozy, aż do zimy. Przedtém jednak landrat kazał mu się stawić przed sobą. Bartek stawił się z duszą na ramieniu. Ten chłop, który z bagnetem w ręku brał sztandary i armaty, począł się teraz