Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/310

Ta strona została uwierzytelniona.

ko nie umie pohamować radości i bez względów na świadków rzuca mężowi ręce na szyję. Ale nie biorą jéj tego za złe; owszem, rozczulenie ogarnia wszystkich.
— No, jeszcze żyjemy! — mówi sąsiad z Mizerowa.
Tymczasem przed gankiem rozlega się turkot i do sali wchodzi ksiądz proboszcz, a z nim stary Maciéj z Pognębina.
— Witamy, witamy! — wołają zgromadzeni. No, jaka większość?
Ksiądz milczy przez chwilę i nagle rzuca, jakby w twarz téj powszechnéj radości, szorstkie i krótkie dwa wyrazy:
— Szulberg... wybrany!...
Chwila zdumienia, grad pytań przyspieszonych i trwożnych, na które ksiądz odpowiada znowu:
— Szulberg wybrany!
— Jak? Co się stało? Jakim sposobem? Włódarz mówił, że nie! Co się stało?
W téj chwili pan Jarzyński wyprowadza biédną panią Maryą, która gryzie chusteczkę, by nie wybuchnąć płaczem, lub nie zemdleć.
— O, nieszczęście! nieszczęście! — powtarzają zgromadzeni, chwytając się rękami za głowy.
W téj chwili od strony wsi dochodzą jakieś zmącone głosy, jakby radosnych krzyków. To Niemcy pognębińscy obchodzą tak radośnie swoje zwycięztwo.
Państwo Jarzyńscy wracają znów do sali. Słychać jak przy drzwiach młody pan mówi do pani: „il faut faire bonne mine.” Jakoż młoda pani już nie płacze. Oczy ma suche i bardzo silne rumieńce.