Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/68

Ta strona została uwierzytelniona.

a przytém głód mnie przyuczył jeść plugastwo morskie, które w kształcie swym szpetne, złe przecie nie jest. Żyłem tedy jako ptak z dnia na dzień, a gdym po brzegu morskim chodził, każda fala przynosiła do nóg moich, one ślimaczki marne, tak niemi jakby orzeszkami grzechocąc.
Noce poczęły być chłodne bardzo. Innym niewolnikom w ałusach chronić się dozwolono, ja zaś na moim barłogu sypiać musiałem, ale litościwe wielbłądy kładły się koło mnie, ciałami swemi i oddychaniem mnie rozgrzewając. Myślałem, że zimy nie przetrzymam i to była jedna nadzieja moja, bo innéj przed sobą nie miałem. Ach! miła matko, miła ojczyzno, jakoże mi za tobą tęskno było — i za tobą dzieweczko moja, któréj nie widząc, nietylko miłować nie przestałem, ale pragnąłem więcéj jako wody w znoju, jako chleba w głodzie, jako śmierci w męce....
Wszelako Opatrzność różnemi sposoby czuwa nad temi, których doświadcza. Gdyby bowiem nie nędza i poniewierka w jakiéj żyłem, mógłby mnie Sukyman do Carogrodu, lub do Galaty przedać, gdzie są wielkie niewolników targowiska, a teraz z powodu onéj mizeryi niktby mnie i darmo wziąć nie chciał, bo więcéj do konającego człeka, lub do Łazarza, niż do rycerza byłem podobny. Mniejsza iż tylko smolna symara okrywała nagie członki moje, ale chudość moja żyjącym kościotrupem mnie czyniła, a przytém włos bujny wyrósł mi na brodzie i głowie, skóra popękała na całém ciele i pokryła się strupami i liszajami od wielbłądów. Inni za trędowatego mnie mieli i nawet w niewolnikach obrzydliwość wzbudzać począłem. Alem już ciało swe, powłokę marną, która jak każda odzież zedrze się i w szmaty popada, za grzechy