Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (1883) t. 5.pdf/89

Ta strona została uwierzytelniona.

miała jak dziesięć lat, więc zdawała się nie rozumieć ani swéj straty, ani litości jaką mogła obudzać. Twarzyczka jéj o dużych niebieskich oczach miała w sobie dziecinny spokój, a nawet obojętną jakąś pogodę. Malowało się na niéj trochę ciekawości i nic więcéj. Otworzywszy usta, patrzyła z wielką uwagą na chorągiew, na któréj było malowane piekło z grzesznikami, potém patrzyła w głąb kościoła, a potém jeszcze na okno, w które stukały wróble.
Oczy jéj pozostały bezmyślne. Tymczasem baby poczynały mruczeć sennie po raz dziesiąty:

„A kiedy przyjdzie skonania godzina.....”

Dziewczyna kręciła kosmyki swoich jasnych włosów, zaplecione z tyłu w dwa warkoczyki nie większe od mysich ogonków: widocznie się jéj nudziło. Następnie jednak uwagę jéj zajął dziad.
Dziad wyszedł na środek kościoła i jął pociągać za węzłowaty sznur zwieszający się z sufitu. Dzwonił za duszę Kalikstowéj, ale czynił to zupełnie mechanicznie, gdyż widocznie myślał przytém o czém inném.
Dzwonienie owo było także znakiem, że nieszpory skończone. Baby powtórzywszy ostatni raz prośbę o lekkie skonanie, wyszły na rynek. Jedna z nich prowadziła za rękę Marysię.
— Kulikowa! — spytała druga — a co będzieta robić z dziewczyną?
— A co mam robić? Jedzie do Leszczyniec Wojtek Marguła, co go przysłali na pocztę, to ją odwiezie. A bo co?
— A coże ona będzie robić w Leszczyńcach?