Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/142

Ta strona została przepisana.

Moron. Jest, przychodzi i mówi!
Arjos. A jeżeli jest i jest takim, powiedz mu, że go jeszcze bardziej nienawidzę, niż ciebie, że westchnienia ziemi, szumy drzew, śpiewy ptaków i codzienne głosy całej natury nie są dziękczynną i nabożną pieśnią kochających stworzeń do dobrego stworzyciela, ale krzykiem przekleństwa niewolników do tyrana. Powiedz mu, że on mnie więcej przeraża swą ohydą, niż potęgą. Powiedz mu, że go się nie boję, że umrzeć pod jego gromem nie jest nawet boleścią, lecz rozkoszą, a żyć pod jego rządami nie jest nawet męką, lecz hańbą.
Moron. Właśnie ty żyć będziesz, umrą inni, a naprzód ta, bez której żyć nie chciałeś. Odejdź do swego namiotu, potem dostaniesz trwalsze więzienie.


Widok 12.

Mściwa złość, którą Moron przy końcu rozmowy okiełznał, po wyjściu Arjosa zerwała wędzidło i zaczęła gwałtownie miotać się w piersiach arcykapłana. Wyłamywała mu ona twarz w srogie wyrazy i potrząsała całą jego postacią. Chwilami opanowywała go jakaś czułość, ale natychmiast gniew z nią się ścierał i krzesał mu w oczach złowrogie iskry. Moron chodził po namiocie niespokojny lub nagle stawał skamieniały surową myślą. Widocznie usiłował wytężoną wolą ukręcić łeb jakiegoś gadu, który go kąsał w serce, czy też w sumienie. Nareszcie wyczerpany wewnętrzną walką upadł na kolana.
Moron. Panie mój, ja nie kłamię, kiedy mówię, że