Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/226

Ta strona została przepisana.

Kobus ciągle jakąś ładną dziewczynę w oczy wtykał.
Heron. To już Jalę odstawiłeś?
Astjos. Ach, co ja z nią mam! Dyabelnie mnie piecze ta nowa paciorka! Wystaw sobie, każe mi siebie kochać do śmierci, inaczej grozi mi zemstą. Tymczasem ja już od trzech godzin przestałem ją kochać.
Heron. Przewidując to, zamówiłem u Skita dwie niewolnice, które będą teraz tańczyły — jedną dla ciebie.
Astjos. Zabierzemy je i odjedziemy, a Jala niech sobie siądzie na statek i płynąc do męża, dmucha ze złości w żagiel.
Heron. Ale czy mi wypada wieźć z sobą tę dziewczynę do was?
Astjos. Obie pójdą na mój rachunek.
Dwaj niewolnicy weszli na scenę i wnieśli kosz, z którego zaczęli wyjmować i puszczać ogromne, żywe raki morskie. Zamknięte w niewielkiej przestrzeni wazką plecionką drucianą, pełzały po podłodze w skupieniu, tworząc prawie łączną tarczę.
Głosy. — Co to będzie?
— Zobaczymy. O i Wir-Wir wjeżdża. Stary łobuz chce sobie przypomnieć młodość.
Niewolnicy wnieśli go w lektyce, za którą szedł Ruf i stanąwszy, osadzili ją nieruchomo w swych dłoniach, jak w mocnych klamrach słupów.
Na scenę wbiegła z lekkością wiatru naga dziewczyna. Smukłe jej ciało było pięknym pąkiem świeżo rozkwitłej lilii, niepokalanej w barwie i upajającej w uroku. Czarne