Strona:Pisma VII (Aleksander Świętochowski).djvu/250

Ta strona została przepisana.

ani matek, ani braci. Spłodzili nas ojczymowie, urodziły macochy a ogłodzili bratobójcy. Zbytek nie pozwolił, ażebyśmy byli psami, zjadającymi resztki jego biesiad, rozpusta nie pozwoliła, ażebyśmy z naszej nędzy uratowali przynajmniej naszą godność. Karmiono nas tylko shańbionych. Miłosierdzia dla żyjących!

Chór IV.

Chociaż byłyśmy matkami rodzaju człowieczego, chociaż kochałyśmy go zarówno wtedy, kiedy dojrzewał w naszych łonach, jak wtedy, kiedy z nich na świat wyszedł, musiałyśmy żyć w pogardzie naszych ojców, braci, synów, mężów i kochanków. Świeciłyśmy im jako gwiazdy w nocach życia, towarzyszyłyśmy im jako anioły opiekuńcze w niebezpieczeństwach, niosłyśmy im pomoc jako przyjaciółki najwierniejsze w nieszczęściach, z serc naszych tryskały im nigdy niewyczerpane zdroje uczuć czystych, poświęceń bezinteresownych, natchnień szlachetnych, a oni uważali nas za jedwabnice, które wysnuwszy z siebie oprzęd delikatnej nici, zdechnąć powinny, za półzwierzęta, które posiadały w sobie tylko tyle człowieczeństwa, ile dla zadowolenia ich żądz było potrzeba, za czarodziejki w młodości, które shańbić wolno, stawające się czarownicami w starości, które już odtrącić należy. Kupczono naszem ciałem zawsze, nie uszanowano naszej duszy nigdy; gwałcone, zużywane, poniewierane, wygnane ze świątyń i uwięzione w sypialniach, od-