Strona:Pisma VI (Aleksander Świętochowski).djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

Marek. Parzy coś pannie język... Wypluń prędko, wypluń... nie bój się mnie. Idę do trybunału, muszę wreszcie pana Pielesza raz z wojewodą rozsądzić... Wojewodo — jakie słodkie! (wychodzi).

SCENA III.
Krystyna i Justyna.

Krystyna. Och! pani, straszne rzeczy się tam dzieją.
Justyna. Gdzie?
Krystyna. W trybunale. Niedługo ma być sądzony proces pana z wojewodą. Nie wiem, co wojewoda powiedział, czy też do trybunału napisał, dosyć, że pan w moich oczach przyskoczył do niego i krzyknął: »Niepowieszony łotrze! Mało ci majątków, które mi wydarłeś, jeszcze chcesz się moją niesławą i hańbą mojej matki nasycić!«
Justyna (zdumiona). Jego niesławą i hańbą jego matki? Co to znaczyć miało?
Krystyna. Nie wiem. Wojewoda spokojnie popatrzył i rzekł: »Strzeż się, żebyś nie był łotrem powieszonym«.
Justyna (zamyślona). Matki... (do Krystyny) Prosiłaś pana, żeby przyszedł?
Krystyna. Bałam się przystąpić, tak był uniesiony; zresztą zaraz pobiegł do sali deputatów. Tylko wojewoda, chodząc wzburzony po korytarzu, zbliżył się do miejsca, gdzie stałam, a spostrzegłszy mnie, za-