Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak dzień po dniu bez wiatrów tchu,
Bez ruchu myśmy stali,
Jak malowany statku wzór
Na malowanej fali.


Gdzie wzrok twój padł, tam wody świat,
A łódź się w ogień zmienia —
Wody był świat, gdzie wzrok twój padł,
A człowiek marł z pragnienia.


Następuje pomszczenie albatrosa.

I morza głąb’ snać gniła już!
O, Chryste! cóż się stanie?
Mulisty płaz leniwie lazł
Po mulnym oceanie.


A wśród tych mąk, gdzieś spojrzał, wkrąg
Ognie umarłych płoną:
Widziałeś toń, jak olej wiedźm,
Niebieska, białą, zieloną.


A w naszych snach, nieszczęścia duch
Głuchemi straszył słowy,
Że nas na dziewięć sążni w głąb
Od strefy gna śniegowej.


Towarzyszył im jakiś duch; jeden z tych niewidzialnych mieszkańców naszego planety, nie pochodzących ani od dusz ani od aniołów; o czem dowiedzieć się można u Żydowina Józefa i u konstantynopolskiego platończyka Michała Psellusa. Duchów tych jest mnoga liczba i niema lądu ani morza, gdzieby nie było z nich jednego lub więcej.

U wszystkich nas wyschnięta krtań,
I język już bez władzy,
Zamarł już głos, jakby nam kto
Nasypał w gardziel sadzy.


Ach! co za wzrok mi każdy śle
I jak się do mnie zbliża!

W rozpaczy swej załoga okrętowa chce całą winę zwalić na