Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/278

Ta strona została uwierzytelniona.

Tak ogień rusza blade dymu smugi...
Wraz w jego blaskach stanąłem, i długi
Zmrok nocy pierzchał przed tem światłem życia...
Czułem, że obraz to wyszedł z ukrycia,
Ach! do którego nie mogłem się dostać
Lata — że twoją, Emilio, ta postać.

Ponad tym światem miłości, tą jaźnią,
Tą ziemią, świateł dwóch, bliźnią przyjaźnią
Złączonych władza złocista migoce,
Rozwija kwiaty, rozbudza owoce,
W jej serce oszczep magnetyczny wciska;
Unosi wody i białe mgławiska;
Wicher do chmury, falę do kotliny
Prawem wieczystej zawodzi przyczyny,
Burze śród skalnej usypia mogiły,
Przedtem kolebki ich rozżartej siły;
Pułk deszczu, lśniący w barwnych piórach tęczy,
Przywabia w namiot, przewiewny, pajęczy —
Jak te dwie ślubne gwiazdy, które z wieży
Niebios swe blaski ślą, gdzie ziemia leży,
I, nad ruchomą połyskując kulą,
W blask i błękitny sen jej kształty tulą
I, swoje władze złączywszy promienne,
Wieczyście jedne, choć wiecznie odmienne,
Dążą, gdzie cel ich czeka wspólny, złoty,
Tak też władajcie kulą mej istoty,
O jasne gwiazdy, przez dnie i przez noce
Rozpościerając nad nią swoje moce...
Ty, co nie gardzisz siłą pożyczoną,
ty, co świateł, które w dali płoną,
Wzdyć nie zaciemniasz, wiedzcie mnie wśród cieni