Strona:Poeci angielscy (Wybór poezyi).djvu/280

Ta strona została uwierzytelniona.

Z tem, co nie we mnie, lecz jest mną, rumieńcem
Płonąc wieczystym, ty się złącz pierścieńcem
Oblubienicy, która szczęściem darzy
I jest szczęśliwą... Oto już się żarzy
Gwiazda przeznaczeń, wznosząc się do góry
Nad pustą kaźnią. Wysokie jej mury,
Przeliczne straże i silne bronice;
Lecz miłość nie zna hamulców. Granice
Wszystkie przekracza, jak błyskawic wstęga,
Co niewidzialna w środek ziemi sięga;
Jak wiatr swobodny, którego nikt w kleszcze
Żadne nie ujmie; podobniejsza jeszcze
Do owej Śmierci, co, na skrzydłach myśli
Lecąca naprzód, drogę swoją kréśli
Poprzez kościoły, pałace, więzienia
I wojsk szeregi. Miłość od jej tchnienia
Nawet silniejsza; ciało jej rozprzęga;
Członki uwalnia miłości potęga
Z więzów i serce z boleści wyzwala,
Duszę z chaosu.

Cicha wiatru fala
Oblewa skały nadbrzeżne; w przystani
Stoi już okręt; śród morza, o pani!
Jest droga, barką nietknięta niczyją;
Wokół wysp nagich mewy gniazda wiją;
Tu zdrad zapomniał ocean zdradliwy;
Tłum marynarzy wolny i szczęśliwy;
Mów, siostro serca mojego, czy ze mną
Zechcesz popłynąć tą drogą zaziemną?
Oto łódź nasza, jak albatros, który
Gnieździ się w dali śród Wschodu purpury;