Strona:Poezje Michała Bałuckiego.pdf/117

Ta strona została uwierzytelniona.

Usłyszałem jak ziemia padała z łoskotem
Na wieko; — i śpiew księży i płacze nad ciałem
Coraz mniéj dochodziły mych uszów; — struchlałem —
Trwogą zdjęty — i w oczach zrobiło się ciemno,
I długim czas nie wiedział, co się działo ze mną.

Aż ujrzałem się znowu gdzieś — w jakimś ogrodzie —
Wśród zapachów, zieleni, w rozkosznym drzew chłodzie;—
Jakieś postacie, szaty odziane białemi,
Jak łabędzie, skrzydłami nie tykając ziemi,
Pływały, pośród kwiatów brylantowéj rosy,
I po wodach błękitnych, gładkich, jak niebiosy,
Pełnych gwiazd — przechodziły jak po ziemi tłumem,
Cudne wydając tony białych skrzydeł szumem.

Siedząc z boku gapiłem się na dziwy one,
Bawiłem niemi oczy; ale zasępione
Serce moje nie mogło rozbawić się niemi,
I tęsknota je rwała do rodzinnéj ziemi. —

Wtém blask oczy uderzył: — aleją cienistą
Szedł jakiś starzec, kapą odziany złocistą,