Strona:Poezje Michała Bałuckiego.pdf/12

Ta strona została uwierzytelniona.

Jak się poznalim. — Pamiętasz poznanie? —
W chmurne, deszczowe lipcowe zaranie
Psów mnie szczekanie obudziło; z trwogą
Wyjrzałem oknem — banda cyganów szła drogą
Prędko, jak gdyby przed swym nędznym losem
Gdzieś uciec chcieli — a urwanym głosem,
Dzikim, gdzie w prośbach przekleństwa się czają,
Żebrali po wsi! — Pomiędzy tą zgrają
Młoda cyganka u wrót naszych stała —
Tuląc się w brudny łachman z zimna drżała,
Wiatr włosy rozwijał, a oczy, co mokną
We łzach, wpatrzyła z prośbą w moje okno.
A gdym jéj przed dom wyniósł chleba kawał,
I przyszedł do niéj i nieśmiało dawał —
To tak się dziwnie cyganeczka mała
Czarnemi na mnie oczyma spojrzała,
Tak mnie urzekła, że cyganie poszli,
I już zginęli wśród leśnych zarośli,
A jam stał jeszcze, jak wrosły do ziemi,
I myśl i oczy leciały za niemi, —
I smutno było tak od tego czasu,
Żem do cyganki musiał iść do lasu. —