Strona:Poezje Michała Bałuckiego.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.

I za dni kilka byłem już z cyganką
Niby brat z siostrą; śmiechem, pogadanką,
Zabawą dnie nam mijały na prędce.
Czasem na szyje zarzuciwszy ręce
Szliśmy po lesie, patrząc się radośnie
Na figlujące wiewiórki po sośnie.
Czasem mi z ramion wydarła się ptakiem,
I za leszczyny lub ostrężyn krzakiem
Schowana „ku ku“ kukała ze śmiechem,
Rzucając na mnie to leśnym orzechem,
To jagodami. To znów przyskoczyła
Lekka i zwinna, jak wiewiórka czarna,
I na kolanach mi siadła figlarna
I białe ząbki w uśmiechu suszyła,
Albo śpiewała cygańskie piosenki,
Albo wróżyła przyszłość z mojéj ręki,
Jak to widziała u swéj staréj matki.
A zawsze strojna była w ziela, w kwiatki,
Któremi ciemne ozdabiała ciało —
A czarne oko jak węgiel błyskało; —
Więc cóż dziwnego, że od tego czasu
Wciąż do cyganki chodziłem do lasu. —