Strona:Poezje Michała Bałuckiego.pdf/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Że stróż-aniół skrzydłami drżącemi
Wciąż ją w niebo unosił od ziemi. —
A chodziła ubrana bielutko,
I lubiła o słońca zachodzie
Pod jaśminem siadywać w ogrodzie
Na kamiennéj ławeczce z robótką.
I jam lubił wśród takiéj godziny
Z mego okna patrzeć na jaśminy,
Patrzeć na nią taką czystą, białą,
I patrzenie mi za pacierz stało.

Ale krótko było szczęścia tego,
Bo nim z dworu’m wyjechał onego,
Ona panna umarła za młodu. —
W wielkiej sali, pomnę, od ogrodu,
Tam leżała, jako zawsze biała,
I jaśminy naokoło miała.
A twarz martwa, w ciemny włos osnuta,
Była jakby z alabastrów kuta. —
Dwa dni całe przy jéj trumnie stałem,
Na jaśminy i na nią patrzałem.
Aż gdy mi ją z przed oczów zabrano,