Strona:Poezje Wiktora Gomulickiego.djvu/100

Ta strona została skorygowana.

Krytyki głos wznosił się nieustannie,
Histrjonów ród srogą chłoszcząc oceną;
Dziwił się ktoś pewnej scenicznej pannie,
Że babki grać mogłaby po za sceną...

„Ach, patrz-no, patrz! jaki ten amant brzydki!”
Mówiła gęś, trącając swą sąsiadkę;
Sądzono też choreografa łydki,
Czuprynę lwa, salonowca krawatkę...”

Wśród śmiechu, drwin, muzyki i konceptów,
Wstrzymał się wóz przed drzwiami cmentarnemi;
Niedługo trwał chór modlitewnych szeptów,
Ozwał się śpiew – ciało rzucono ziemi.

Nie płakał nikt (prócz kilku brzóz nadgrobnych);
Reżyser klął, zwołując panów, damy,
I krzyczał w głos, już bez wzdychań żałobnych:
„Powracać czas! o siódmej zaczynamy.“

Gdym został sam, z motłochu martwym sługą,
Przyszła mi myśl, iż śmieszna to rzecz — człowiek:
I śmiałem się tak długo, ach! tak długo...
Aż gorzkie łzy pociekły mi z pod powiek.