Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/046

Ta strona została przepisana.

Znać że święcone echo, bo do serca płynie,
Serce drgnęło modlitwą, w oku łzy migocą.
Boże! któryś poświęcił i dał rozgłos^ chyży
Echom twardych metali, żelaza i śpiży
Poświęć mojego ducha i piosnkę mej duszy.
A dozwól, niech brzemienna tony święconemi
Kozpłynie jak huk dzwonu po szerokiej ziemi
I serca moich bliźnich ku cnocie poruszy!
1847. Załucze.


DO A. P.

„Wielki pan — piszą w gazecie —
W tych dniach pożegnał się z ciałem.”
Ot dalibóg nie wiedziałem,
Że on kiedy żył na świecie.
Pany wielmożne i jasne
Giną w mroku niepamięci;
A mnie się biednemu święci,
Że ja niecały zagasnę,
Że choć dzionek po mym zgonie
Nie ulegnę czasu ręce,
Że przeżyję w mej piosence,
Albo w przyjacielskiem łonie.
Nie zuchwałeż to nadzieje?...
Ja coś roję... i być może...
Wszak my ludzie, wielki Boże!
Czy kto pracę potem leje,
Czy kto pędzi dni w weselu,
Śmierć jest wszystkich wspólną metą:
Ten piechotą, ten karetą,
Do jednego dążym celu.
Ten złoży nieczułą głowę
W cztery deski jedlinowe,
A drugi w blasku omamień
Legnie, by spróchnieć w hebanie...