Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/199

Ta strona została przepisana.

Ich miasteczko i wioszczyna,
I zieleniej rosną drzewa,
I weselej ptaszek śpiewa,
Niebo uśmiech ma w błękicie,
Wszędzie żywiej kipi życie,
Bo falista woda rzeczna
To krainy krew serdeczna.

1860. Borejkowszczyzna.


BOREJKOWSZCZYZNA.

Nie mój to domek, nie moja gleba,
Choć chleb mi rodzi przez lato;
Moim jest tylko ten błękit nieba,
Co się unosi nad chatą.

Pod skrzydłem chmury, pod cieniem strzechy
Miałem i ciernie, i róże;
Prędkoż me bole, moje pociechy
Ojcu ziemskiemu wynurzę?

W poblizkiej wiosce, w cmentarnej głuszy,
Zacny się starca proch mieści:
Boże! daj pokój zmarłego duszy,
A żywym — mądrość boleści.
1860. Borejkowszczyzna.


FRAGMENT.

...Starzec podumał, westchnął i pokiwał głową,
I nam dzieciom powiedział przypowieść takową:
— Widziałem, raz po Niemnie płynęła łódź duża,
Wtem na niebie straszliwa zerwała się burza,
Wicher z pod czarnej chmury gwizdnął rozhukany,
Sczerniałą wodę Niemna poskręcał w bałwany,
Co, pieniąc się i kipiąc piersią nienawistną,