Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/445

Ta strona została przepisana.

Z drżącem sercem kołata w kochanka podwoje;
Weszła — oczy jej błądzą, chwieją się kolana,
Ujrzała Hipolita — i zbladła, jak ściana;
Usta drżą, niespokojne kołysze się łono,
I cicho wyszeptała swą prośbę szaloną.
Młodzieniec się zdumiewa z tak śmiałego ducha,
Pyta, dziwi się, mówi — lecz Fedra nie słucha,
I w gwałtownych uściskach plotąc rączki hoże,
Nic więcej oprócz kocham wymówić nie może.
Poznał pasierb występne macochy zamysły,
Zrozumiał łzy namiętne, co z oczu jej trysły:
— Jakto! — rzekł — o występna ! taż cię myśl prowadzi?
Czy cię furya ośmiela? czy ci piekło radzi?
O hańbo! o wyrodku! o zbrodnicza głowo!
Jam cnotliw, mnie nie skusić piekielną podmową!
Wyrwał się, uciekł prędko, — jego twardej duszy
Ani prośba nie zmiękczy, ni płacz nie poruszy.
Co czynisz, nieszczęśliwy? zgubiłeś się zgoła;
Czyż żądza zawiedziona pomsty nie zawoła?
Zaliż ciebie nie spotka hańba lub mogiła?
Wróć, klęknij, Hipolicie, gdy ci głowa miła!
Nie wrócił, dopadł konia i pośpiesznie znika,
Snadź nie wie, jako Wenus karze niewdzięcznika.
A Fedra? O! jej miłość, jej żądze i siły
We wściekłą się i w krwawą nienawiść zmieniły;
Bo jaźń męża i sędziów, hańby i bezcześci,
Jeszcze bardziej zawściekla jej umysł niewieści.
A więc gubi pasierba, i skarży go o to,
Że chciał łoże ojcowe nabawić sromotą.
Wierzy łacny Tezeusz, przyjmuje potwarze,
I syna z rodowitej ziemi wygnać każe,
I jeszcze za wygnańcem tak przeklęctwo ciska:
Ojcze mój! wielki władco morskiego łożyska!
Wszak jeszcze słowa bogów nikogo nie zwiodły,
Wspomnij, żeś przyrzekł trzykroć wysłuchać me modły,
Oto jedno z mych życzeń: niech mój syn zbrodniczy
Dzień dzisiejszy ostatnim żywota policzy!