Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/468

Ta strona została przepisana.

Rady przeciwne — jak wichry we fladze,
Od których żagiel rozedrzeć się gotów, —
Aż inni wkońcu, tusząc w swej odwadze,
Skwapliwie śpieszą do twoich namiotów.
Nie śpią francuzcy gromadą zuchwalczą,
Nie śpią cesarscy w tej stanowczej chwili,
Choć się wzajemnie spierają i walczą,
Choć się ich serce k’jednemu nie chyli.


XV.

Cesarz rozkazał — więc poszli w zawody,
Zebrali wojska dzierżone w zapasie...
I cóż? Sarmaci dalecy od zgody
Dwoistych królów obwołali dla się:
Jedni cesarza, chlubę Austryaków,
A drudzy ciebie, bo znając cię z młodu,
Mogli wywróżyc z nieomylnych znaków,
Jakeś sprawował berło Siedmiogrodu.
Z obojej strony rozbiegły się posły,
I obu królów ubierano w togę,
I w miastach polskich jęki się rozniosły,
I wszystek naród uderzył na trwogę.


XVI.

 
We dnie i w nocy naród niespokojny
Drżał, wróżąc klęski na ojczystej niwie;
Obraz domowych pożarów i wojny
Lękliwym oczom stawił się straszliwie.
Bo już z obu stron obozy wytknięto,
Z obu stron wojska gromadzi się siła,
I tu i owdzie warownie zajęto,
Miedziana surma wojnę ogłosiła.
Struchlał po wioskach lud wojen świadomy,
A mało licząc na bezbronnej strzesie,
Zabrawszy dziatwę i rzuciwszy domy,
Uszedł, nie bacząc, gdzie noga poniesie.