Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/576

Ta strona została przepisana.

Czemu gromów niebieskich i piorunów niema,
Aby strzaskać i strącić do piekieł olbrzyma?
Oto góry na góry harda ręka wali,
Chcą się dostać do Nieba bluźniercy zuchwali.
Czyż ziemia świętokradców nie pozrze, jak warci?
Jeszczeż łaskawe słońce ich zbrodni nie skarci
I udziela im blasku swej świętej pochodni?
Czyż zbrodnia Gdańszczan mniejsza od Thyesta zbrodni?

Zapraszasz — chcesz nas gościć na swoim bankiecie:
O! przyjdziemy, przyjdziemy, — czekać nie będziecie;
Jeno gdy się, Gdańszczanie, w wasze mury wtoczym,
Przyjmcie nas twarzą chętną i sercem ochoczem,
A co z sobą przyniesiem na biesiadę oną,
Smakujcie — chociaż będzie i twardo, i słono!
I na chrapliwych trąbach posłyszycie granie,
Rozpoczniem wielki taniec — ujrzycie, Gdańszczanie!
Okupicie wasz spokój, lecz zadrogo nieco,
Kiedy polscy harcerze na gody przylecą:
Ile taktów tanecznych muzyka odbije,
Tyle spadnie głów waszych, odrąbanych z szyje.
Mówisz, że starem winem powitacie gości, —
Dobrze! Polak rad zawżdy takiej gościnności;
Lecz gdy Polak podchmielon, miejcie to na względzie,
Że i doma gospodarz bezpieczen nie będzie.
U waszych granic czaty — o! wierzcie mi szczerze,
Od rycerstwa polskiego Cerber nie ustrzeże;
Cerber, co z krwawą paszczą straż odbywa w piekle,
Choćby wył przeraźliwie i rzucał się wściekle,
Znajdzie się dzielny Herkul, kiedy przyjdzie pora,
Ściśnie żelazną ręką i zdławi potwora.
Pytasz, skąd ta muzyka wśród naszej zaciszy?
Wierzaj mi: Polak wesół, kiedy gędźbę słyszy;
Wśród grzmotu trąb i kotłów bywamy ochoczy,
To nam bitwę wspomina i stawi przed oczy.

Twierdzisz, że Gdańsk bogaty, o potwarco głupi!
Ze się Kostka złotymi darami przekupi?