Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/632

Ta strona została przepisana.

I pożarła, rojąc w głowie
Nabrać męstwa, pozbyć strach.
O! zbryzgani krwią Getowie,
Nie wam bić się, jako Lach!

Potomności! uderz w miecze
I wojenny zagraj śpiew:
Niech się Turka pierś rozsiecze
I sarmacką odda krew!

Wiszniowskiego krew wypita
Na co ma w ich żyłach stać
I zwierzęce ich jelita
Bohaterskiem ciepłem grzać?




ODA IX.
Do Cezara Pauzylipa, iżby zanadto nie dowierzał
młodości.


Ne te, Pausilipi, fallat inanibus
Aetas deliciis...


Niechaj cię, Pauzylipie, twa młodość nie mami,
Ni powab rozkoszy pańskiej.
Dni nasze ubiegają żartkiemi kołami,
Prędzej niż wiatr afrykański.

Fałszywa postać szczęścia, góra jego stroma,
Mało kto szczytu jej dopnie.
My zlepki szkła i wosku — dotkniesz się rękoma,
Szkło się pokruszy, wosk stopnie.

My, jako latorośl róży, choć żywa jej kraska,
Choć pięknie w krzaku się wije,
Z rana ciepławy wietrzyk pieszczotami głaska,
Wieczorem wiatr ją rozbije.

Śmierć na głucho zasklepia naszych trumien wrota,
Przeszłość powtóre nie wskrześnie.