Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/635

Ta strona została przepisana.
ODA XI.
Do Jana Rudominy na śmierć jego ojca Jana R.


Quemcumque mendax fama Quiritium...


Choć komu z Rzymian sława zaćmi oczy,
Chociaż go rzesza otoczy,
Choć go okrążą płatni wielbiciele,
Choć stanie wojskom na czele;

Chociażby przy nim, szykowne po parze,
Czuwały barczyste straże,
I czyniąc służbę, siały blask niezmierny
Włóczeń i blachy pancernej; —

Przecie zasadzek i sideł nieświadom,
Nie umknie fortelnym zdradom,
Ani jednego kroku nie uczyni
Wolen Fortuny zdrajczyni.

Ani swej myśli serdecznej nie wzniesie
Bujać po Niebios zakresie;
Bo oczy nasze, choć promieniem lśniące,
Słabe, by spojrzeć na słońce.

Bo myśli nasze, nikczemną rachubą
I prochem zawiane grubo,
Za ciężko lecą napowietrzną drogą, —
Bujać w Niebiosach nie mogą,

Aż póki śmierci przyjacielskie ramię
Cielesnych pęt nie rozłamie.
Tak Rudomina, wyzwolony z sieci,
O! prędkoż a prędko leci!

Przez niedostępnych obłoków zasłony
Płynie cień, wiatrem dmuchniony,
Przebija chmury i mgliste odmęty,
Gdzie iskrzy firmament święty.

Wzbija się lotem nad drogi i domy,
Gdzie chadza naród znikomy,