Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/676

Ta strona została przepisana.

Pancerz złotem powleczon nie doda otuchy,
Źle się walczy we złocie, bo to metal kruchy.

Czy to wojna, czy pokój wzywa bohatera,
Niech zawżdy ręka rękę, siła siłę wspiera:
Ciężki jest dach świątyni, a przecie budowa
Podparta we sto kolumn wieki się przechowa.

Sto wioseł zbawi okręt, gdy się wicher zdarzy,
Sto gwiazd łacniej oznaczy drogę marynarzy.
Kotwica cztero-zębna gdy się w morze wpuści,
Tężej zdoła zagrzęznąć w dno mokrej czeluści.

Tam jest krzepkość, gdzie siła z siłą się kojarzy;
Biedne miasto, gdzie z sobą starszyzna się swarzy:
Rozterka między braćmi i niezgoda w duszy
Podkopie fundamenta i miasto obruszy. —

Gdy tak Amfion śpiewał o kraju posłudze,
Beockie źródło Dirce zawrzało w swej strudze,
I otoczony cieniem Cytheron Bachowy
Trzykroć poruszył wierzchem krzemienistej głowy.

Pękła stara opoka, jęknęły otchłanie,
I kamienie na polach poczęły pląsanie,
Wirem pobiegły gaje, wirem las ponury,
I szły za nim opoki z potoczystej góry.

Wieszcz umilknął — kamyki, kamienie i skały
Rzędem okolnych murów na wieki zostały,
Stanęło miasto Teby na beocką stronę,
Grubą ścianą i siedmiu wrotami sklepione.