Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/737

Ta strona została przepisana.

Śnadź pracowicie z hufcami się ściera,
Lecz gdzież bez prace cześć dla bohatera?
Lud, co mu sprzyja Opatrzności oko,
Trudami jeno wzbije się wysoko!

Dobra ojczyzna i ludzie tak czuli!
Czemuż pociecha serca nie utuli?
Bo łacno mądrze pocieszać w niedoli,
Rozum pocieszysz, ale serce boli!
Słowo, jak lekarz czujący uprzejmie,
Choć sam boleje, bólów nie odejmie.

Lecz teraz, teraz, kiedy Boża władza
Sercu radością za łzy wynagradza,
Miło mi słuchać świegotliwej rzeszy,
Wszelaki trefniś snadniej mię rozśmieszy,
Miło mi słuchać, jak o tobie gwarzą,
Z jakiem-eś sercem, z jak dostojną twarzą
Szedł przeciw wroga, co nadzieje kładzie
Tylko na liczbie, fortelu i zdradzie.
Rozkoszno słuchać, kiedy sławić poczną
Twe bohaterstwo i mądrość widoczną.
Od godów naszych (już przyznać ci muszę)
Początek wojny był w dobrej otusze,
Gdy nowożeniec, biegąc od ołtarza,
Tysiące mężów w bitwie upokarza,
Gdy się we wroga pilceńskiego wrazi
I bierze jassyr ze scytyjskich kniazi.
Już swą miłością dobre wróżby rodzi
Szlachetna młodzież: kwiat sarmackiej młodzi,
Młodzieńcy z Litwy niepośledniej śpieszą,
I hufcem konnym, i falangą pieszą.
Cały ten orszak, jak głoszą z daleka,
Drżał niecierpliwie, że bitwa się zwleka;
Cóż gdy posłany ku bojowej sprawie,
Szczupłemi siły, po trudnej przeprawie,
Stoczył z nim bitwę? o! zawołam śmiało:
Większego męstwa w dziejach nie bywało!