Strona:Poznań ostoją myśli polskiej.pdf/22

Ta strona została uwierzytelniona.
20

do najwyższych poświęceń żyło uczucie powinności i obowiązku, jaki tylko przez pracę spełnić można:
„Tego żądła, tej niespokojności, pisze Marcinkowski w swym przepięknym testamencie, którą Pan Bóg wlał w duszę moją, inaczej poskromić nie mógłem, jak ciągle zajmując się pracą.“
Wszystko, co się w sprawie zorganizowania na nowo na wsze strony rozbiegającej się umysłowości polskiej w Poznańskiem dokonało, nosi znamię niezmordowanej, wytrwałej pracy, wytężonych, niestrudzonych wysiłków, napięcia do ostatnich granic wszystkich sił duchowych.
Ale to nie ta mrówcza, rzemieślnicza praca choćby i najpilniejszych miernot, jeno ta rzutka, energiczna coraz szersze zakresy swej działalności sobie wykreślająca praca, którą dąży się na szczyty, praca natchniona najgorętszą miłością ojczyzny i narodu, praca, w której każdy z tych Tytanów pracy, jakimi się po on czas Wielkopolska szczyci, z dumą o sobie powiedzieć może, że przez nią w naród się wcielił, bo każdy z nich nie tylko kochał, nie tylko cierpiał za miliony, ale i pracował za miliony.
Ale praca ta nie byłaby tak nieskończenie błogą w swych skutkach, nie wydałaby tak bogatego żniwa, gdyby jej nie była poparła istotnie święta „chuć“, z której się Karol Marcinkowski w swym testamencie na pytanie, co się z jego dochodami stało, spowiada:
„Wystawcie sobie rozrzutnego człowieka, który skoro jaką rzecz zobaczy, co pasyi jego dogodzi, nie pyta, czy rozsądnie, by kupić, ale dogadzając swej chuci, wyrzuca pieniądze. Otóż taką samą chuć wlał Pan Bóg w mą duszę. Kiedym widział, że wydatkiem pieniędzy na pożyteczne, jak mi się zdawało, cele, mogłem dogodzić tej żarliwości mej duszy, z jakąż przyjemnością wydawałem, ciesząc się zawsze, że to moja prawdziwa własność, mój, że tak powiem, utwór, którym dysponuję…“