Strona:Poznań ostoją myśli polskiej.pdf/80

Ta strona została uwierzytelniona.

nego grosza na budowanie pomników, jakieby mogły być ozdobą jakiegoś Valparaisu, albo Buenos-Aires, lub też podwórza pałacowego jakiegoś księcia Dahomeju — skromny pomniczek Mickiewicza w Poznaniu o całe niebo przewyższa artystyczną wartością potworną kolumnę Mickiewiczowską w Lwowie, rachityczny dziwoląg w sprośny sposób niszczący piękność Sukiennic w Krakowie, niedołężny mastodon, mający wyobrażać jednego z najpotężniejszych wieszczów, jakimi ludzkość pochlubić się może – w Warszawie.
Poznań buduje swój pomnik: wielki w swej olbrzymiej powadze, „aere perennius“ przeświadczeniem granitowej potęgi Duszy Polskiej i niczem niezmożonej jej siły — święty dostojny pomnik dla swej własnej mocarnej, dumnej, wielkopańskiej „Europy!“
Polska, która przez tak długi czas była „pawiem i papugą narodów“, darła się w niebogłosy przy każdym podjętym czynie, chociażby był on tylko najgłupszym obchodem i podniecała się hasłem: „Europa na nas patrzy!“
Co za dziecinna, lokajska próżnostka!
Zanosi się na to — czyżbym, w gorącem pragnieniu, urzeczywistnienia mych snów, miał już całkiem na jawę być ślepym? — zanosi się na to, że nowa generacya Polski nie poza sobą szuka tej „Europy“, ale w dumnem, magnackiem przeświadczeniu swej mocy — w sobie samej — w sobie samej szuka tego światu, który Mickiewicz pragnął swoją Polskę zadziwić!
Zanosi się na to — przecieram oczy i trudno mi wierzyć w zaranie tego cudu — że Polska wyprostuje swój kark, zgięty lokajskiem antyszambrowaniem po wszystkich kątach „Europy“ i z pańskiem dostojeństwem wskaże na siebie: Europa?! Europa to Ja! Ja, który Polskę w sobie noszę, ja jestem tem samem Europą!
A stać na to tę zdumiewającą zjawę, która mi się przed oczyma majaczy: onego żołnierza - Poznańczyka, jakiego nam Kaczkowski namalował, stać na to „wolnego