Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/112

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Przysięga

Chłopcy pędzili bez wytchnienia w stronę miasta, oniemiali z przerażenia. Od czasu do czasu rzucali za siebie lękliwe spojrzenia, jakby w obawie, że są ścigani. Każdy pień, wynurzający się na drodze, stawał się w ich oczach jakąś groźną istotą, i zapierał im oddech w piersiach. Gdy w szalonym biegu mijali leżące poza obrębem miasta domy. ujadanie zbudzonych psów dodało skrzydeł ich nogom.
— Żebyśmy się tylko mogli dostać do starej garbarni, zanim padniemy ze zmęczenia! — wykrztusił Tomek, ledwie dysząc. — Już nie mogę dalej!
Ciężkie sapanie Hucka było jedyną odpowiedzią. Z oczyma utkwionemi w cel swych nadziei dobywali resztek sił. Zbliżali się coraz bardziej i bardziej, aż wreszcie, niemal zczepieni z sobą,