Strona:Przygody Tomka Sawyera tłum. Tarnowski.djvu/31

Ta strona została przepisana.

Ciotka, nie mając wielkiego zaufania do jego słów, wyszła przed dom, aby osobiście zbadać wyniki jego pracy. Zadowoliłaby się, gdyby przechwałka Tomka była chociaż w piątej części prawdziwa. Jakież więc było jej zdumienie, gdy ujrzała caluśki parkan pokryty białą farbą, i nietylko byle jak pokryty, ale najstaranniej pomalowany kilka razy, tak, że nawet na ziemi ciągnął się wzdłuż parkanu biały pas.
— Coś podobnego! No, muszę przyznać, że jeżeli chcesz, potrafisz pracować! — powiedziała z uznaniem, ale dodała zaraz, aby osłabić wrażenie tych słów: — Niestety, muszę stwierdzić, że bardzo rzadko chcesz. No, idź się teraz bawić, ale jeżeli nie wrócisz do domu przed upływem tygodnia, będę cię musiała mimo wszystko sprać!
Ciotka była tak oszołomiona wspaniałością jego dzieła, że poprowadziła Tomka do śpiżarni, wybrała najpiękniejsze jabłko i wręczyła mu je, wygłaszając przytem wzruszającą przemowę o podwójnej wartości i rozkoszy spożywania darów, zdobytych cnotliwym, uczciwym wysiłkiem. Właśnie gdy kończyła zręcznie dobraną sentencję z Pisma świętego, Tomek „zwędził“ kawałek placka.
Kiedy wybiegał pędem z domu, ujrzał Sida, wchodzącego właśnie po zewnętrznych schodach na piętro. Glina była pod ręką, to też w powietrzu zaroiło się natychmiast od kulek! Gwizdały koło uszu Sida jak grad, i zanim ciotka Polly zdążyła nadbiec z odsieczą, kilka kulek weszło już w bezpośrednie zetknięcie z ciałem Sida, a Tomek