Strona:Pył (opowiadanie norweskie) 009.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Właśnie w tej chwili ukazała się Stina, prosząc dzieci, by z nią odeszły.
Na lewo od pokoju, w którym siedziałem, drzwi stały otworem. Sądząc po półkach z książkami, domyśliłem się, że to biblioteka. Miałem wielką ochotę przekonać się, jakie książki czytał ojciec tych dzieci, jeżeli wogóle coś czytał. Pierwsza, jaką dostrzegłem na biurku obok listów, ksiąg rachunkowych i wzorów tkanin fabrycznych, była dziełem przyrodniczem Bain’a. W pierwszych rzędach na półkach, stały dzieła innych angielskich przyrodników. Wziąłem pierwsze lepsze do ręki i przekonałem się, że istotnie jest czytane. To się zgadzało z tem, co o Atlungu słyszałem.
W tej chwili odezwały się dzwonki sanek. Postawiłem książkę na właściwem miejscu i szybko opuściłem bibliotekę. Tymczasem weszła do domu pani jego i stanęła przedemną.


III.

Widok mój sprawił pani Atlung widoczną przyjemność, podeszła do mnie szybko, podała mi obie ręce i patrzyła tak długo w oczy, aż jej źrenice napełniły się łzami. Sprowadziło je niewątpliwie wspomnienie poślubnej podróży, tych najpiękniejszych pewnie chwil w jej życiu. Po co jednak łzy?
Nie, nieszczęśliwa być nie mogła; została tak bardzo tą samą, co niegdyś, że, gdyby nie bardzo nieznaczna tusza, nie dopatrzyłbym najmniejszej zmiany. Wyraz twarzy ten sam, niewinny i pytający. Nawet włosy tak samo falowały dokoła przechylonej głowy; i tak samo usta były napół otwarte.
Wyglądasz pani tak, jakbyś nic nie przeżyła od