przynajmniej coś takiego, co pobudza ich dziecinną wyobraźnię...
— Ależ to burzy rzeczywistość, droga pani, i równa się, przytłumianiu ich zdolności umysłowych.
— Czyli, że doprowadza je do obłędu?
— No, jeżeli nie to, to w każdym razie przeszkadza właściwemu kierunkowi rozwoju.
— Nie rozumiem pana.
— Jeżeli pani uczy dzieci, że życie doczesne nie jest niczem wobec przyszłego, że istnienie niczem, wobec szczęścia nieistnienia, że człowiekiem być, jest o wiele mniej, niż aniołem, że życie o wiele mniej warte od śmierci — w takim razie nie jest to właściwa droga objaśnienia dzieciom, jak mają pojmować życie, kochać je, jak pojmować swoje obowiązki obywatelskie, pracy, miłości ojczyzny.
— Ach, tak pan to rozumie, to już później się zrobi.
— Później, jak już cały ten pył pokryje ich duszę?
Pani Atlung zamyśliła się głęboko.
— Dlaczego pan używasz wyrazu „pył?” Wyobrażam sobie zaraz, coś, co już było, minęło, a teraz uwolnione z więzów rozprasza się i osiada na wszystkich pustych miejscach. — Zamilkła na chwilę.
— Czytałam o pyle, że trujące materye z zepsutych przedmiotów zbiera i roznosi je; ale tego chyba pan nie masz na myśli?
Nie rozumiałem, co chciała przez to powiedzieć.
— To zależy, odparłem, na co pył pada. U ludzi zdrowych, powoduję mgłę, posępność, tak że zasłania jasność spojrzenia. Jeżeli zaś pyłu nikt nie otrząśnie, gromadzi się on spokojnie na cale grubości, aż machina nie może już iść dalej.
Strona:Pył (opowiadanie norweskie) 012.jpg
Ta strona została uwierzytelniona.