Strona:Pył (opowiadanie norweskie) 013.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zwróciła się żywo do mnie:
— Jakże pan na tę myśl wpadłeś? czy widziałeś ile tu leży pyłu? Tu, wszędzie?...
Wyznałem, że zauważyłem.
— A jednak Stina nic innego nie robi, tylko obkurza, i ja w pierwszych czasach naszego małżeństwa nic innego nie robiłam. Nie rozumiem tego. W domu mojej matki ciągle słyszałam o kurzu. W koło ojca nawet chodziła z mokrą ścierką. Irytował się okropnie, że psuje mu książki i papiery, a ona twierdziła, że nikt tyle, co on, pyłu nie sprowadza. Zaledwie opuścił swój gabinet już była ze ścierką i szczotką; potem przyszła kolej na mnie. Twierdziła, że ja jestem jak ojciec, za sobą kurz wlokę i nigdy nie umiem, nic dobrze okurzyć. Tem wiecznem okurzaniem byłam tak zmęczoną, że wyszedłszy za mąż, uważałam za raz, że nie potrzebuję sama okurzać i mogę to innym pozostawić, ale tu myliłam się jednak. Teraz dałam spokój. To już nic nie pomoże. Widocznie nie mam zdolności do obchodzenia się z pyłem.
Po chwili, ciągnęła dalej, zasunąwszy się głębiej w fotel:
— Że też pan musiał także o kurzu mówić!
— Nie dotknąłem pani przecież?
— Czyż pan może to przypuszczać? — I najnaturalniejszym w świecie tonem dodała:
— Człowiek, który przeżył dziewięć lat z Albertem, nie może się już nigdy czuć dotkniętym.
Czułem się zakłopotany. Po co się u licha mieszałem w nieswoje rzeczy. Zamilkłem. I ona siedziała, a raczej wpół leżała, nic nie mówiąc. W końcu jednak usłyszałem słowa, jakby z oddali płynące:
— Ale pył motyla jest jednak piękny, i po dłu-