Strona:Pył (opowiadanie norweskie) 015.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

sopran z barytonem, doskonale się zlewały, i dopełniały. Kto przez chwilę choćby nie mógł zrozumieć, w jaki sposób zeszło się tych dwoje ludzi, wystarczyło aby posłuchał ich śpiewających.
Nie było w ich śpiewie siły, ani szkoły, ani opracowania pojedyńczych tonów i akordów, ale odczuwać się dawało doskonałe odczucie i harmonia melodyi. Głosy zlewały się w jeden ton, roztaczając dokoła szczególny urok. I śpiewali wiersz za wierszem, a czem dłużej trwała pieśń, tem doskonalej.
Kiedy nareszcie skończyli i przeszliśmy do sali jadalnej, a pan domu oddalił się, aby dać Stinie klucz do piwnicy, zauważyłem w oczach pani Atlung tylko cichy, piękny wyraz zadowolenia.
Zasiedliśmy do stołu, a po chwili zjawił się Atlung z piwnicy, dokąd musiał sam się udać, tak zabrudzony, żeśmy oboje parsknęli śmiechem.
Zmieniwszy ubranie i umywszy się zasiadł nareszcie do stołu, i jadł prędko i żarłocznie, a nasyciwszy pierwszy głód, spytał o chłopców: zjedli już, bo nie mogli tak długo czekać.
— Czy pan widział dzieci?
— Tak, odparłem, i wtrąciłem parę słów, o ich naturalnej prostocie i o podobieństwie do obu rodzin.
— To źle, — wtrącił Atlung, — że obie rodziny mają stosunkowo zanadto rozwiniętą wyobraźnię. Jest coś miękkiego w tych charakterach i to właśnie odziedziczyli nasi chłopcy. Przed dwoma tygodniami np. odegrał się tu smutny dramat. Towarzysz zabaw naszych chłopców utopił się w stawie rybnym. Co dzieci z tej historyi, naturalnie przy pomocy Stiny, zrobiły, to jest istotnie niepojęte. Dziś jeszcze o tem myślałem; właściwie nic nie powiedziałem, bo w gruncie rzeczy to dość zabawne i nie chciałem Stinie robić wymówek,