Strona:Pył (opowiadanie norweskie) 018.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

godnym fotelu w bawialni; zaledwie się pokazałem, zagadnęła mnie:
— Co pan myśli o „Wychowaniu” Spencera? Czy pan sądzi, że teorye jego można zastosować do praktyki?
Nie chciałem wdawać się w dyskusyę na ten temat i dlatego odparłem tylko:
— Praktyka męża pani, nie jest w każdym razie w zgodzie ze Spencerem.
— Praktyka mego męża? — O ile mi się zdaje nie ma żadnej. Uśmiechnęła się.
— Pani zdaniem, nie troszczy się o dzieci?
— O, w tym względzie podobny jest do wszystkich innych mężczyzn, — bawią się oni tylko czasem dziećmi, albo je biją, jeśli zrobią coś takiego, co im się nie podoba.
— Pani sądzi, że oboje małżonkowie jednako są odpowiedzialni za dzieci.
— No, naturalnie. Ale mężczyźni i tu zrobili sobie podział taki, jak im się podobało.
Pragnąłem odejść. Spojrzała na mnie ździwiona i spytała mnie, czy nie chciałbym przynajmniej napić się wpierw kawy?
— Ale prawda, — dodała — przecież pan tu niema nikogo, z kim mógłby porozmawiać.
Nie była ona pierwszą zamężną kobietą, która czyniła przeciw mężowi ukryte wycieczki.
— Pani stanowczo nie ma powodu mówić do mnie w ten sposób.
— Istotnie; proszę mi darować.
Odpowiedź brzmiała trochę ponuro; jeśli się nie mylę pani domu była bliską płaczu.
— Usiadłem tedy przy niej i zacząłem: