Strona:Pył (opowiadanie norweskie) 020.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

trzał. Usunąłem się tedy: tymczasem mrok zapadał coraz głębszy.
— Czy pan sobie przypomina nas w Dreznie?
— Tak.
— Byliśmy młodzi i bawiliśmy się. Zaręczyć się — to było bardzo interesujące; a wyjść za mąż, mieć swój dom, jeszcze bardziej. Mieć dzieci jednak — mniej. I oto siedzę tu w domu, którym nie potrafię rządzić i mam dzieci, które żadne z nas chować nie umie, przynajmniej Atlung.
— Przecież pani ma pomoc?
— To jest właściwie mojem nieszczęściem.
Chciałem się zapytać, co przez to myśli, gdy drzwi jadalnego pokoju otworzyły się zcicha. Stina weszła z lampami.
Gdy opuszczała pokój, matka zapytała o dzieci. Stina odparła że właśnie szukają ich, bo ich niema na podwórzu. Pani domu nie zwracała uwagi na jej słowa.
— Kto jest Stina? — zapytałem, gdy drzwi się za nią zamknęły.
— O, to bardzo nieszczęśliwe stworzenie; miała ojca pijaka, który ją bił. Potem dostała męża pijaka, który ją też bił. Już nie żyje.
— Czy dawno jest już w domu państwa?
— Od chwili, jak spodziewać się zaczęłam pierwszego dziecka.
— Ależ to okropnie smutna towarzyszka dla pani.
— Naturalnie, że nie jest zabawna.
— Byłoby więc lepiej, żeby dom opuściła.
— To byłoby przeciwne tradycyom. Starsza osoba tu w tej rodzinie musi dzieci doglądać, a ta starsza osoba musi w tej rodzinie do śmierci pozostać. Zresztą Stina jest dobrą i uczciwą.