Strona:Romeo i Julia (William Shakespeare) 023.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.
Służący. Pani, goście już przybyli; wieczerza zastawiona, czekają na panią, pytają o pannę Julię, przeklinają w kuchni panią Martę — słowem, niecierpliwość powszechna. Niech panie raczą pośpieszyć. (Wychodzi).
Pani Kapulet. Pójdź, Julio; w hrabi serce tam dygoce.
Marta. Idź i po błogich dniach błogie znajdź noce.
(Wychodzą).


SCENA IV.
Ulica.
(Wchodzą: Romeo, Merkucio i Benwolio w towarzystwie pięciu czy sześciu masek. Ludzie z pochodniami i inne osoby).


Romeo. Mamyż przy wejściu z przemową wystąpić,
Czy też po prostu wejść?
Benwolio.Wyszły już z mody
Te ceremonie: nie będziemy z sobą
Wiedli Kupida z bindą wkoło skroni,
Łuk malowany z gontu niosącego
I straszącego dziewczęta, jak ptaki;
Ani też owych prawili oracyi,
Mdło za suflerem cedzonych na wstępie.
Niech sobie o nas pomyślą, co zechcą;
Wejdziem, pokręcim się i znikniem potem.
Romeo. Kręćcie się, kiedy chcecie, jam do tego
Dziś niesposobny.
Merkucio.Kochany Romeo,
Musisz potańczyć także.
Romeo.Nie, doprawdy.
Wy macie lekkie trzewiki, to tańczcie;
Mnie ołów serce tłoczy, ledwie mogę
Ruszyć się z miejsca.
Merkucio.Zakochany jesteś;
Pożycz strzelistych od Kupida skrzydeł
I wznieś się niemi nad poziomą sferę.
Romeo. Nie mnie, tkniętemu srodze jego strzałą,
Strzeliście wzbijać się na jego skrzydłach;
Nie mnie się wznosić nad poziom, co, nosząc
Brzemię miłości, na poziom upadam.
Merkucio. A gdybyś upadł z nią, ją-byś obrzemił,
Tak delikatną rzecz przygniótłbyś srodze.