Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/130

Ta strona została przepisana.

Pokojowiec udał się z tą prośbą do swego pana, i przyniósł odpowiedź, by sobie posłowie szli natychmiast precz, wraz ze swojemi przysmakami. Jednocześnie ryknęły ze wszystkich bateryj spiże tureckie, a posłowie zabrawszy chleby, cukier i miód, chyląc się pod kulami, zaledwie zdołali ujść do miasta.
Tak więc w przeciągu 24 lat, po raz trzeci w tym fatalnym zawsze dla siebie miesiącu wrześniu, Lwów doznał okropności bombardowania. Od rana do wieczora, i począwszy od tego dnia 27. września, z jękiem i sykiem latały po nad miasto ciężkie kule tureckie, bijąc po dachach i wieżach. Mimo wielkiej początkowej odległości (600 — 800 sążni wiedeńskich) kule te szły górą i nie wiele robiły szkody — jedna tylko dwóch ludzi zabiła na wale. Inne patrzaskały na wieży cerkwi wołoskiej wielki dzwon, zwany Kiryłło, który później musiano przelewać. I w nocy bombardowanie nie ustawało, ale owszem z podwojoną gorliwością Turcy rzucali na miasto kule palne, podczas gdy Doroszeńko z bateryj swoich w ogrodzie Jezuickim, nad klasztorem Dominikanek (obecnie Seminarjum ruskie), pod św. Jurem i na górze Szembeka (Wronowskich, gdzie teraz cytadela) wtórował Turkom działami polnemi, „krzyżom ruskim nie przebaczając“. Około drugiej w nocy, kula turecka 30-funtowa, wystrzelona z wyżyn dzisiejszej ulicy Łyczakowskiej, zerwała najpierw komin na kamienicy konsula Gąsiorka (teraz pod 1 3 ulica Kalicka) i przez średnie okno gotyckie wpadła do katedry, gdzie potoczyła się pod wielki krucyfiks, dawnym zwyczajem wiszący u sklepienia w miejscu dzielącem presbiterjum od głównej nawy. (Krucyfiks ten widzieć można dotychczas w katedrze lwowskiej, w trzeciej kaplicy od wchodu na prawo). Jest to ta sama kula, którą dotychczas widzimy zawieszoną