Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/17

Ta strona została przepisana.

przyjaciele, nie mogąc nas znaleść od razu, schwytali jakiegoś chłopka, i kazali się prowadzić na miateżników. Biedny chłopak nie wiedział wprawdzie nic o naszem stanowisku, ale wiedział, że mu Moskale wierzy zechcą i będą bić, póki nie zginie lub nie pokaże, gdzie się schowali Laszki. Wskazał im tedy jakiś kawałek lasu, jako miejsce naszego obozu. Moskale, dawszy mu kilka kopijek na drogę, puścili go na wolność i zaczęli bombardować bez miłosierdzia niewinne sosny i jodły, za to, że wyrosły na polskiej ziemi. Gdy im się zdawało, że już dosyć zaimponowali artylerją swoją mniemanym buntowszczykom, kazali podstąpić piechocie, i rotowym ogniem wypłoszyć ich do reszty.
Zabawka ta trwała kilka go d zin, i kosztowała skarb carski nie mało, zważywszy ilość wystrzelanych nabojów.
W końcu zameldowano jenerałowi, że banda powstańców już się zupełnie rozpierzchła.
Ten kazawszy kozakom, żeby się puścili w pogoń za niedobitkami, zapytał meldującego oficera:
A kolko ubili buntowszczyków?
Czterysta! — odpowiedział zapytany, bez zająknienia.
Natychmiast wysłano do Warszawy raport, opowiadający Europie, żeśmy zostali zupełnie rozbici i wystrzelani, a jenerał kazał sobie zapewne na mundurze przygotować miejsce na świeży order, tak słusznie mu się należący.
Tymczasem wysłani w pogoń kozacy dotarli aż do nas, i przyjęci kilkoma celnemi strzałami, wrócili się, żeby czemprędzej dać znać o tem, iż w lesie znajduje się druga banda, nie mniej liczną od tej, którą dopiero co rozbito.