słowem, że nie żyją z nikim, i że się nimi tem gorliwiej cały świat opiekuje. Wszędzie wiedzą doskonale co się tego lub owego dnia działo, lub dziać mogło w Kalnowie, kiedy i jak daleko panna Wanda chodziła z matką na spacer, jakie czyta książki i ile godzin codziennie gra na fortepianie lub zajmuje się swoją, szkółką ludową, a wszystko to z mniejszą lub większą, dozą egzaltacji.
W ogólności — w domu państwa Zamirskich zajmowano się daleko mniej wiadomościami z sąsiedztwa.
Prowadzono tam życie spokojne, że tak powiem, kontemplacyjne. Pan Zamirski czytywał gazety, palił dobre cygara, dyrygował gospodarstwem, a jak się czasem jaki gość zdarzył, udzielał mu w długich rozprawach spostrzeżenia zrobione przy tem potrójnem zajęciu. Pani Zamirska trudniła się domem — i to wystarczało jej prawie zupełnie na zapełnienie czasu; uważałem bowiem już nieraz, że ministrowie załatwiający interesa czterdziestomiljonowego państwa, mniej mają zaprzątnięte niemi godziny, niż gospodyni czuwająca troskliwie nad tem, żeby czworo ludzi śniadało, obiadowało i wieczerzało o tej samej porze, żeby bielizna ich była czysta, śmietanka nie zwarzona a rosół nie przesolony. Pani Zamirska pamiętała o tem wszystkiem z prawdziwem poświęceniem samej siebie, i zaledwie wieczorem między herbatą a ogólnym capstrzykiem, zapędzającym cały Kalnów do łóżek — dozwalała sobie chwilkę wytchnienia.
Wspomnę tu nawiasem, że capstrzykiem tym było uderzenie dziesiątej godziny, i że po jego wybiciu wszystko rozbiegło się tak skwapliwie do swoich kącików, jak gdyby sen był rozrywką — urozmaicającą jednostajność tego na pół klasztornego życia.
W ten sposób płynął dzień za dniem w Kalnowie,
Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/23
Ta strona została przepisana.