Wanda. Uważałem atoli, że im więcej się zbliżał dzień rozstania, tem była smutniejszą i — kochany czytelniku, niech to zostanie między nami — opryskliwszą, nieznośniejszą niż kiedykolwiek.
Kompletna łagodność panien zdarza się w romansach daleko częściej niż w rzeczywistości, a zmartwienie nie zawsze robi je podobnemi do cichej brzozy płaczącej nad powolnym pniem swojej siostry, albo nad niestałością ptasząt pieszczących się z jej gałązkami.
Dla obojętnego widza zakochana panna, nad której widokręgiem miłosnym gromadzą się chmury, może być tak nieznośną jak dziecko, któremu grożą, że nie dostanie podwieczorku.
Gdybym umiał tak doskonale anatomizować serce ludzkie, jak pani Sand, wytłumaczyłbym może jak najfilozoficzniej, co się właściwie stało pannie Wandzie, ale naówczas opowiadanie moje zajęłoby parę tomów, i kosztowałoby nakładcę daleko więcej pieniędzy; ponieważ zaś żądał odemnie tylko kilkoćwiartkowego szkicu, ograniczę się na prostem przytoczeniu faktów, bez psychologicznej analizy.
Panna Wanda rozkochała się w panu Henryku, pan Henryk znalazł, że Kainów jest nie źle zagospodarowany, i rozkochał się w pannie Wandzie, ale tak, jakby od niechcenia, albo przez grzeczność. Im mniej okazywał swoję wzajemność, tem bardziej panna szalała; nareszcie wystąpił raz z długą perorą o obowiązkach ku ojczyźnie, o trawiącem go męztwie bohaterskiem, i zakończył patetycznym frazesem, z którego wynikało, że się chce koniecznie dać zabić. Myśleliśmy, że się dziewczyna rozchoruje z rozpaczy po tem kazaniu. Nie wiem, zkąd mi przyszło do głowy, poprowadzić dalej rzecz zaczętą
Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/33
Ta strona została skorygowana.