Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/4

Ta strona została skorygowana.



I.


Szanowny czytelniku! Widzę, jak się zabierasz do czytania powieści. Kazałeś służbie, żeby się cicho zachowywała w kredensie, bo skończywszy herbatę i wydawszy ostatnie dyspozycje ekonomowi, udajesz się do spoczynku. Wyciągasz się wygodnie na doskonałych materacach, zakrytych świeżem prześcieradłem, zapalasz fajkę i spoglądasz na zegarek, dziwiąc się że jeszcze tak wcześnie.
Z tego to ostatniego powodu bierzesz dziennik do ręki, uśmiechając się błogo — nie do dziennika — ale do tej myśli, że przeczytawszy kilka kartek, zdmuchniesz świecę, i schowasz głowę w poduszki, zatulisz się mocniej w twoją ciepłą kołdrę i uśniesz tak głęboko, jak jabym spał w tej chwili, gdybym nie musiał pisać dla tego, ażebyś ty tem smaczniej zasypiał.
Nic — nic z tego nie będzie, mój kochany! Ja ci spać nie dam, wywlokę cię z twoich poduszek, prześcieradeł i materaców, z twego ciepłego pokoju. Musisz porzucić fajkę, pantofle, wszystko — nawet nadzieję smacznej kawuńci z bułką, którą pokrzepiasz twój żołądek, niespokojny o przyszłość — musisz pójść ze mną, i to nie do drugiego pokoju, nie na podwórze, nie na folwark, ale daleko, daleko na północ, do lasu — do obozu powstańców. Dostaniesz razem śniadanie, obiad