Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/55

Ta strona została przepisana.

wszystkiego nie widział i nie słyszał, bo nakrył się był z głową swojemi niedźwiedziami, a nadto ściągnął jeszcze kilka okłotów słomy za sobą do grobu. To długim czasie dopiero ośmielił się rozkryć, a nie słysząc żadnego ruchu około siebie, prócz krakania wron i kruków po lesie, wniósł ztąd bardzo logicznie, że albo obydwa nieprzyjazne zastępy wyginęły co do nogi, albo musiały się oddalić. Po niejakim namyśle zdecydował się nareszcie opuścić swoję strategiczną pozycję, i wygramolił się na górę, rozmyślając co dalej uczynić, a właściwie jak uczynić, bo co do głównego punktu, zamiar jego był powzięty w chwili gdy się przekonał, że Moskale rzeczywiście strzelają stożkowemi kulami. Postanowił on nie narażać się więcej na takie poty, ja kich doznał na swojem głęboko obmyślanem i głęboko obranem stanowisku, nie wiedział tylko, jakim sposobem dostać się do granicy, dokąd było blisko półtora mili. Trudno było iść tak daleko piechotą, w niedźwiedziej delii i w ciężkich berlaczach; zresztą Moskale a nawet swoi mogli go byli spotkać i zawrócić, a to bynajmniej nie zgadzało się z jego przekonaniem. W lesistej okolicy, w której się znajdował, wsie leżą daleko jedna od drugiej — słowem, lord Plantagenet mimo świeżo odniesionego zwycięztwa, był w wielkim ambarasie co do planu dalszej kampanii. Wtem dało się słyszeć opodal stąpanie konia. Z początku lord Henry przeraził się mocno i przycupnął za najbliższym krzakiem, lecz wkrótce spostrzegł, że to był koń kozacki, którego pan leżał zabity pod drzewem, i który spostrzegłszy słomę, co do niedawna okrywała wielkiego Plantageneta, zbliżał się do niej z widocznym apetytem.
Lord Henry chwycił — jak mówią Francuzi — oburącz swoję odwagę, wraz z garścią słomy, i zwa-