Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/7

Ta strona została skorygowana.

jak podejdziemy bliżej, to nie będziem potrzebowali strzelać.
Po tej przekonywującej uwadze, podaliśmy sobie kolejno blaszankę, równie niezbędną, w obozie jak zbyteczną, w domu — i jakoś nam się zrobiło i cieplej i swobodniej.
Właśnie ktoś zaintonował poczciwą, starą, piosnkę: Stańmy bracia w raz! kiedy dano znać, że wedety spostrzegły coś nadzwyczajnego i wołają o patrol.
W okamgnieniu wszystko się zerwało, żeby zobaczyć co to być może.
Wkrótce wyjaśnił nam się powód całego rozruchu. Straże przytrzymały jakąś bryczkę, zaprzęgniętą, doskonałemi końmi. Gdyśmy się do niej zbliżyli, stoczyło się z niej na ziemię ogromne futro niedźwiedzie, z którego u góry wyglądała okrągła czapka z siwych krymskich baranków; pod czapką zaś było widać kawałek nosa, na domiar ostrożności obwiniętego w gruby szal wełniany. Po chwili, szczelina zostawiona między szalem a nosem napełniła się parą, a za tą wydobył się na świeże powietrze jakiś głos tak salonowo-chrypliwy, tak arystokratycznie zakatarzony, że trudno się było nie domyślić, iż wewnątrz owego niedźwiedziego futra znajduje się jakiś hrabia, albo ktoś, co się bardzo blisko o hrabiego, ocierał.
— Gdzie jest naczelnik ? — Tak brzmiało pierwsze przemówienie tego znakomitego męża, który nie dosyć że był właścicielem wyliczonych powyżej przedmiotów, jako to: niedźwiedzi, szala, nosa i czapki, ale nadto jest bohaterem niniejszej powieści, i z tej przyczyny zasługuje na szczególniejszą naszą uwagę. Wyprzedzając zatem bieg opowiadania, muszę oświadczyć, że później, to jest, kiedy się wygramolił z futra i zdjął czapkę, pokazało