Strona:Rozmaitości i powiastki Jana Lama.pdf/8

Ta strona została skorygowana.

się iż póki nie wyłysiał, musiał być blondynem. Na ten domysł wprowadzały przynajmniej patrzącego ogromne faworyty, bardzo starannie pielęgnowane, jak niemniej wąsy, świeżo porastające, od czasu jak się skończyła rola dyplomatycznej golizny. Oprócz tego narostu i jego braku na głowie, osoba naszego bohatera nie przedstawiała nic godnego uwagi, wyjąwszy doskonały paltot angielski i godne zazdrości buty z lakierowanego juchtu, któreby mógł był bezpiecznie komu z nas odstąpić, zważywszy, że miał na drogę bardzo dobre berlacze futrzane.
Przyprowadzony przed naczelnika, oświadczył, że ma z nim coś niezmiernie ważnego do pomówienia. Tajemniczy a zarazem jakoś bardzo stanowczy ton jego mowy, zaimponował nam prawie drugie tyle, co okazałe niedźwiedzie; ustąpiliśmy się więc spiesznie w przekonaniu, że oboz nas odwiedziła jakaś okropnie ważna figura.
Rozciekawieni zbliżyliśmy się do bryczki, żeby się wypytać woźnicę, jak się nazywa i zkąd jedzie jego nie pospolity chlebodawca.
Dowiedzieliśmy się wkrótce, że to pan Henryk Łąkowski, z ......skiego, który przed trzema tygodniami wyjechał z domu, w celu odwidzenia swojej matki, mieszkającej w Augustowskiem.
Nie wiele potrzeba było wiadomości jeograficznych, żeby przyjść do przekonania, że pan Henryk Łąkowski nie obrał najprościejszej drogi w Augustowskie, jaką mógł znaleźć. Zdawało się owszem, że jedzie w całkiem przeciwną stronę. Udzieliliśmy to spostrzeżenie nasze jego woźnicy, który je znalazł zupełnie trafnem.
— Kiedy bo proszę panów, powiadają, że tam w Augustowskiem wielki niespokój — zauważał woźnica z swej strony.