Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Byłaby wolała, aby poczekał dwa, trzy lata, to wystarczyłoby, ażeby ludzie zrozumieli, że nie wyrządził Eljaszowi nic złego z niecierpliwości. „Dlaczego się tak spieszy?“ pomyślała. „Musi przecie wiedzieć, że nie wyjdę za nikogo, tylko za niego“.
Gdy Karina weszła, uciszyło się znów w izbie i nikt nie myślał teraz o czem innem, jak tylko o tem, aby uważać jak ona się z Halfvorem przywita. Ale oni zaledwie dotknęli się końcami palców. Gdy to spostrzegł radny gminny dał wyraz swej radości cichym ale ostrym świstem. Inspektor zaś wybuchł głośnym śmiechem. Halfvor zwrócił się spokojnie ku niemu. „Dlaczego pan Inspektor się śmieje?“ zapytał z cicha. Inspektor nie wiedział zrazu, co ma odpowiedzieć. Nie chciał powiedzieć coś obraźliwego, w obecności Kariny. — „Myślał o psie myśliwskim, który wytropił zająca, którego jednak potem kto inny zastrzelił“, rzekł syn gospodarza ze zrozumiałą aluzyą.
Karina zarumieniła się mocno, nalewając kawę. Rzekła teraz usprawiedliwiając się: Berger Swen Person i wszyscy inni, muszą dziś zadowolić się kawą, gdyż u nas we dworze nie ma alkoholicznych napojów“.
— Nie mam ich u siebie w domu także, rzekł radny gminny.