Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/109

Ta strona została przepisana.

które ją spotkać mogły. „Niech widzi przynajmniej, że chcę dzielić z nim ciężar“, myślała.
„Bergerze Swen Person, i wszyscy inni, posłuchajcie“, rzekła Karina, „nie mówiliśmy wprawdzie jeszcze o tem z Halfvorem, bo jestem dopiero krótki czas wdową, zdaje mi się jednak, że najlepiej będzie, jeżeli wszyscy dowiedzą się, że wolę ażeby Halfvor był moim mężem, niż ktokolwiek inny“. — Przerwała, bo brakło jej głosu. „Niechaj ladzie mówią co chcą o tem, ale wiem, że Halfvor i ja nie zrobiliśmy nic złego“.
Powiedziawszy to, Karina zbliżyła się do Halfvora, jak gdyby szukając u niego ochrony przeciw wszystkiemu złemu, co się teraz na nią posypie.
Wszyscy milczeli przez chwilę, głównie ze zdziwienia nad córką Ingmara, Kariną, która w tej chwili więcej podobną była do młodej dziewczyny, niż kiedykolwiek w swem życiu.
Halfvor rzekł drżącym głosem: „Gdy otrzymałem zegar ojca twego, Karino, sądziłem, że nie może mnie już spotkać coś większego w życiu, ale to, coś ty teraz uczyniła, jest największą rzeczą, jaka człowiekowi zdarzyć się może“.
Karina jednak czekała raczej na słowa innych obecnych, niż na słowa Halfvora; trwoga nie opuszczała ją.