Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/129

Ta strona została przepisana.

lony i nie umiał być młodym. Ingmar musiał się szybko zgodzić — nie było dlań innego wyjścia.
W kilka dni później Gertruda z matką siedziały w kuchni przy robocie. Nagle spostrzegła Gertruda, że matka była niespokojną. Zatrzymała kołowrotek i nadsłuchiwała po każdem słowie, które wymówiła. — „Nie rozumię, co to być może“, rzekła. „Czy nie słyszysz nic, Gertrudo?“ — „Tak. rzekła Gertruda, jest ktoś w izbie szkolnej“. — „Kto może tam być o tej porze? I posłuchaj tylko, jak to się tam tłucze i szeleści i wlecze się z kąta w kąt?“.
Tak w istocie w wielkiej i pustej izbie szkolnej coś się tłukło i posuwało i szeleściło, że aż Gertrudę i matkę zgroza przejmowała. Musi tam przecie ktoś być na górze“, rzekła Gertruda. — „Ależ to nie możliwe, odpowiedziała matka Stina, i mogę ci powiedzieć, że słyszę ten hałas co wieczora, odkąd tam na górze tańczyliście“.
Gertruda zrozumiała, iż matka wierzyła, że w izbie szkolnej coś straszyło po tańcu. I wiedziała dobrze, że gdy matka Stina nabędzie tego przekonania, skończy się dla niej raz na zawsze taniec i wszystko co z tem było złączone.
„Pójdę na górę i zobaczę, co to jest“, rzekła Gertruda; ale matka zatrzymała ją za suknię. — „Nie wiem, czy mam ci pozwolić pójść tam“. —