Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/130

Ta strona została przepisana.

„Tak, matko, najlepiej przekonać się, co to jest — „Więc chodźmy przynajmniej obie“.
Całkiem z cicha weszły obie na schody, lecz drzwi nie odważyły się otworzyć, tylko matka Stina schyliła się i zaglądnęła przez dziurkę od klucza.
Długo tak stała i raz zdawało się, że się zaśmiała. „Co to takiego, mamo?“ spytała Gertruda. „Spójrz sama, ale zachowaj się cicho“.
Gerdruda schyliła się i zajrzała. Ławki znajdujące się w izbie były zsunięte razem, straszny kurz zapełniał pokój cały a wśrodku stał Ingmar i kręcił się dokoła, trzymając w ręku krzesło.
„Czy Ingmar oszalał?“ zapytała Gertruda. — „Cicho!“, rzekła matka i pociągnęła ją za sobą ze schodów. „Zdaje mi się, że próbuje uczyć się tańczyć. Chce się nauczyć, aby mógł pójść z wami na tańce“, rzekła z zadowoleniem.
Potem matka Stina śmiała się tak, że się cała trzęsła. „Nabawił mnie prawie śmiertelnego strachu“, rzekła. „Dzięki Rogu, że i on może być młodym!“ A uspokoiwszy się rzekła: Tylko, abyś żadnemu człowiekowi ani słówka nie powiedziała o tem, słyszysz Gertrudo!“.
Nadeszła sobota i czworo młodych ludzi stało na: progu budynku szkolnego, wybierając się w drogę. Matka Stima przypatrywała im się; byli tak piękni